Jeżeli chodzi o sam blog to ciągle pracuje nad jego wyglądem i mam nadzieje, że dam rade w końcu coś tutaj ogarnąć, a mam małe problemy ponieważ od mojego ostatniego pisanego opowiadania i blogowania minęły 4 lata...
***
Lato w Londynie w tym roku było wyjątkowo ciepłe. Promienie
słońca wdzierały się przez okno i nieznośnie raziły w oczy, które natychmiast
otworzyłam. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Zastanawiałam się nad
swoim życiem. Lubiłam myśleć o tym co wydarzyło się przez te prawie 20 lat
mojego życia, co osiągnęłam i co jeszcze przede mną. Przede wszystkim kolejny
rok studiów na wydziale sztuki i projektowania ubioru, ale o tym na razie
zapomnijmy. Trwają wakacje. Pełny słońca lipiec. Rodzina? Mama, ojczym i moja
jedenastoletnia siostra, jednak mamy różnych ojców. Mój zmarł kiedy byłam
dzieckiem, a ojciec Kate jest moim ojczymem. Chłopak? Brak, ale nie ubolewam
nad tym. Jeszcze przyjdzie na to czas. Przyjaciele? Trafniejsze określenie to
kilka znajomych z uczelni. Przyjaciół nigdy nie miałam, nawet jednej najlepszej
przyjaciółki. Tym bardziej tu w Anglii, gdzie mnie Polkę traktują inaczej niż
innych Angielskich rówieśników. Wydaje mi się, że przyjaciel to duże słowo i
naprawdę trzeba na nie zasłużyć. Coś więcej? Nie wiem, chyba jestem szczęśliwa…Co
ja bredzę! Moje życie to porażka! Jedyny pozytyw to te studia, przynajmniej
uczę się tego co lubię…
Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na krawędzi metalowego łóżka. Jeszcze raz spojrzałam w stronę okna. To błękitne niebo i śpiew ptaków na zewnątrz prowokował do spaceru. Nie, jestem zbyt leniwa. Mała przekąska w ciągu dnia będzie lepszym pomysłem. Wstałam wiec i skierowałam się w stronę drzwi. Zeszłam po schodach do kuchni. Mama stała przy kuchence i odcedzała makaron do spaghetti.
- Zjesz?- zapytała patrząc jak wyciągam sok pomarańczowy z lodówki.
- Chętnie- odpowiedziałam wlewając płyn do szklanki. Odsunęłam krzesło i siadłam przy dużym dębowym stole. Rodzicielka wyjęła talerze, ale nakładanie makaronu przerwał dźwięk jej komórki.
Przeciągnęłam się leniwie i usiadłam na krawędzi metalowego łóżka. Jeszcze raz spojrzałam w stronę okna. To błękitne niebo i śpiew ptaków na zewnątrz prowokował do spaceru. Nie, jestem zbyt leniwa. Mała przekąska w ciągu dnia będzie lepszym pomysłem. Wstałam wiec i skierowałam się w stronę drzwi. Zeszłam po schodach do kuchni. Mama stała przy kuchence i odcedzała makaron do spaghetti.
- Zjesz?- zapytała patrząc jak wyciągam sok pomarańczowy z lodówki.
- Chętnie- odpowiedziałam wlewając płyn do szklanki. Odsunęłam krzesło i siadłam przy dużym dębowym stole. Rodzicielka wyjęła talerze, ale nakładanie makaronu przerwał dźwięk jej komórki.
- Dokończ, muszę odebrać, to z pracy. Halo?…- odwróciła się
i wyszła z kuchni z przystawionym telefonem do ucha. Nałożyłam więc makaron na
talerze, polałam sosem i ponownie usiadłam do stołu nawijając danie na widelec.
Po kilku chwilach wróciła moja matka.
- Cholera- przeklęła cicho pod nosem,
- Coś się stało?- zapytałam z nadzieją, że nic złego. Wzięła
swój talerz i siadła naprzeciwko. Chwile wpatrywała się we mnie.
- Wiem, że pewnie miałaś inne plany, ale chyba będziesz
musiała jutro pójść na ten koncert z Kate. Jutro muszę być w wydawnictwie. Mają
jakieś problemy. Ten facet którego książkę mamy wydać robi problemy, nie chce
usunąć pewnych fragmentów, muszę z nim osobiście porozmawiać to bardzo duża
szansa dla wydawnictwa, dużo możemy na tym zarobić, z resztą nie ważne. W
każdym razie muszę tam jutro być, a razem z Tomem obiecaliśmy małej ten koncert
na urodziny, miałam z nią jechać, a w takim wypadku nie puszcze jej samej.-spojrzała
na mnie błagalnym wzrokiem. I co miałam niby zrobić? Nie zgodzić się? Przecież
i tak nie miałam planów, ale z drugiej strony mam iść na koncert gdzie średnia
wieku to 13 lat? Nie uśmiechało mi się to.
- Dobra pójdę- odpowiedziałam zawijając na widelec kolejną
porcje spaghetti. Kate była przecież moją siostrą, o wiele młodsza, ale pewnie
ten koncert to było jej wielkie marzenie. Poza tym widziałam ile plakatów ma w
pokoju.
- Julka dziękuję ci bardzo!- mama uśmiechnęła się od ucha do
ucha i zaczęła zajadać się swoją porcją.
Po skończeniu jedzenia postanowiłam przejść się na spacer. Zasznurowałam bordowe vansy i założyłam rozpinaną bluzę w tym samym kolorze. Pomyślałam, że się przyda bo na dworze robiło się już troszkę chłodniej. Przechadzając się po pobliskim parku znów rozmyślałam o moim życiu. Kopnęłam kamyk leżący przede mną i zapięłam do połowy suwak bluzy. Zaczął wiać chłodny wiatr, a słońce którego promyki wdzierały się jeszcze niedawno przez okno zaszło za pojawiające się chmury. Postanowiłam usiąść na chwile na ławce jednak zanim to zrobiłam przede mną ukazał się dość duży bilbord przedstawiający pięciu chłopaków. Na moje oko mieli po 18 lat. W sumie wyglądali całkiem Ok. Jeden blondyn, drugi z burzą loków, trzeci w koszulce w paski, czwarty ostrzyżony dość krótko w porównaniu do pozostałych i piąty o czarnych włosach z grzywką uniesioną do góry. „Koncert One Direction”- tak głosił napis na plakacie. Data, miejsce i godzina się zgadzały. Jutro tam będę. Razem z moją młodszą siostrą. Obok mnie zatrzymały się dwie dziewczynki.
- Popatrz! One Direction! Już jutro ich zobaczymy, może uda nam się z
nimi porozmawiać!- krzyczała jedna do drugiej patrząc na plakat. Jeszcze chwile
piszczały z zadowolenia, ale gdy zauważyły, że przyglądam się im z lekkim
zdezorientowaniem natychmiast przestały. Jedna z nich pociągnęła drugą za rękaw
i oddaliły się w głąb parku. Jeszcze raz zerknęłam na plakat i nie mogłam
zrozumieć dlaczego większość dziewczyn tak ich uwielbia. Przecież byli zespołem
jakich wiele. Nie to, że ich nie lubiłam. Po prostu nie miałam o nich zdania.
Nigdy nie słuchałam żadnej z piosenek. No może czasem gdy przechodziłam obok
pokoju Kate byłam zmuszona usłyszeć coś z ich repertuaru, ale nigdy się nie
wsłuchiwałam. Jutro będę miała okazje. Po skończeniu jedzenia postanowiłam przejść się na spacer. Zasznurowałam bordowe vansy i założyłam rozpinaną bluzę w tym samym kolorze. Pomyślałam, że się przyda bo na dworze robiło się już troszkę chłodniej. Przechadzając się po pobliskim parku znów rozmyślałam o moim życiu. Kopnęłam kamyk leżący przede mną i zapięłam do połowy suwak bluzy. Zaczął wiać chłodny wiatr, a słońce którego promyki wdzierały się jeszcze niedawno przez okno zaszło za pojawiające się chmury. Postanowiłam usiąść na chwile na ławce jednak zanim to zrobiłam przede mną ukazał się dość duży bilbord przedstawiający pięciu chłopaków. Na moje oko mieli po 18 lat. W sumie wyglądali całkiem Ok. Jeden blondyn, drugi z burzą loków, trzeci w koszulce w paski, czwarty ostrzyżony dość krótko w porównaniu do pozostałych i piąty o czarnych włosach z grzywką uniesioną do góry. „Koncert One Direction”- tak głosił napis na plakacie. Data, miejsce i godzina się zgadzały. Jutro tam będę. Razem z moją młodszą siostrą. Obok mnie zatrzymały się dwie dziewczynki.
tu też się ciekawie zapowiada.:D Jestem baardzo ciekawa jak opiszesz ich pierwsze spotkanie :-))
OdpowiedzUsuńJak na razie nie jest źle :)
OdpowiedzUsuńMega czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńhttp://rock-me-directionerka-forever.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzapraszam na cd ;)